„Apel z 10 września odzwierciedla irytację i oczekiwanie bardziej radykalnych form działań”.

Baptiste Giraud, wykładowca nauk politycznych na Uniwersytecie Aix-Marseille, specjalista w dziedzinie mobilizacji społecznych i autor książki „Réapprendre à faire grève” (Wydawnictwo Uniwersyteckie Francji, 2024), analizuje, co łączy i odróżnia apel z 10 września od poprzednich ruchów, takich jak ruch „Żółtych Kamizelek”. Wskazuje również na potencjalne przeszkody w przeprowadzeniu mobilizacji na dużą skalę.
Nie podejmując się rozważań o sukcesie i porażce, co możemy na tym etapie powiedzieć o naturze i formie tego ruchu?
Jesteśmy skłonni porównywać to do ruchu Żółtych Kamizelek, ponieważ jest to apel, którego nie inicjują kierownictwa związków zawodowych ani organizacje o ugruntowanej pozycji. Innym elementem porównania, przynajmniej na wczesnym etapie tych apeli, jest to, że jednoczą one osoby o bardzo zróżnicowanym pochodzeniu społecznym i politycznym. Istnieją jednak bardzo istotne różnice. Pierwsza, będąca niewątpliwie konsekwencją doświadczeń Żółtych Kamizelek, polega na tym, że aktywiści szybko zawłaszczyli apel z 10 września i nadali mu konotację odwołującą się do wyobraźni i postulatów radykalnej lewicy społecznej i politycznej. Drugą istotną różnicą jest to, że apel jest trudniejszy do zdefiniowania w swoich formach, ponieważ pojawia się w ciągu tygodnia, ale nie wzywa do strajku.
Dlaczego tak ważne jest, że 10 września przypada w środę?
Oryginalność żółtych kamizelek polegała na dwóch rzeczach: rondach i weekendach, a zatem akcjach poza miejscami pracy i godzinami pracy. Właśnie po to, by ułatwić mobilizację pracowników, którzy są w stanie głębokiej niepewności socjalnej lub pracują w małych firmach, gdzie strajk nie jest możliwy ani do pomyślenia. Zatem środa nie jest neutralna: jeśli wzywamy ludzi do pozostania w domu, dla zdecydowanej większości tych, którzy pracują, oznacza to skorzystanie z RTT lub ogłoszenie strajku mimo wszystko. To stwarza przeszkodę. Co więcej, aby mobilizacja się powiodła, nie wystarczy, że ludzie podzielą się hasłem, muszą również podzielić się użytecznością proponowanego im sposobu działania. Wezwanie do niekonsumowania, aby miało wpływ na gospodarkę, musi być masowe i trwałe. A potem oznacza to przerwę w rutynie każdego.
Czy mobilizacja przeciwko przejściu na emeryturę w wieku 64 lat w 2023 r. jest również kluczem do zrozumienia tego, co wydarzy się 10 września?
Tak. Apel z 10. odzwierciedla pewną formę irytacji i oczekiwań części bazy obywatelskiej i aktywistów ruchu społecznego, którzy wzywają do bardziej radykalnych form działania. Można to wytłumaczyć niepowodzeniem mobilizacji z 2023 roku, która mogła utwierdzić aktywistów w przekonaniu, że rozłożone w czasie działania, w formie demonstracji ulicznych, prawdopodobnie nie przeszkodzą planom rządu w obecnej sytuacji. Dodałbym dwa elementy. Po pierwsze, moment ogłoszenia, w środku lata, kiedy trudniej jest się organizować, ponieważ aktywiści są na urlopach, podobnie jak pracownicy. A następnie sukces petycji przeciwko ustawie Duplomb , która mogła niektórych przekonać, że inicjatywy podejmowane bez czekania na hasła narodowe mogą przynieść rezultaty.
Jaki wpływ na ruch może mieć radykalna lewica?
To jest strategiczne napięcie chwili. Fakt, że ruch został zmobilizowany przez doświadczonych aktywistów, może go ustrukturyzować, ale może również przyczynić się do jego zamknięcia lub spowolnienia ekspansji. Ponieważ nadaje mu ton polityczny w deklarowanych celach, w debatowanych formach działania, które prawdopodobnie zrażą większość pracowników, a nawet umiarkowanych aktywistów. To wezwanie wyraźnie odzwierciedla bardzo powszechne niezadowolenie społeczne, ale czy mimo to odzwierciedla aspirację do radykalizmu, który zdobyłby poparcie większości? Nie sądzę.
Jak staram się pokazać w mojej pracy, znajdujemy się w dość długim okresie, w którym trudność polega na organizacji i radykalnym przełożeniu niezadowolenia. Doświadczyliśmy tego w 2023 roku. Pomimo sprzyjającej konfiguracji – dużej mobilizacji społecznej, jedności związków zawodowych , w tym CFDT, która wzywa do „zatrzymania Francji” , co jest na tyle rzadkie, że warto to podkreślić… – nie udało się. Nie doszło do zdecydowanego strajku. I nie możemy tego przypisać brakowi woli ze strony kierownictwa związków, który spowolniłby mobilizację. To dobrze ilustruje trudności.
Jakie korzyści mogą z tej sytuacji wyciągnąć związki zawodowe, które mobilizują się 18 września?
To stawia ich z powrotem w centrum gry społecznej i politycznej. To już przypomina nam, jak mogliśmy zaobserwować w 2023 roku, że zachowują oni bezprecedensową siłę mobilizacji we Francji. Pozostają zatem głównymi aktorami, ale osłabionymi. Ta słabość ma charakter strukturalny: zaledwie 10% członków wśród pracowników. Co więcej, związki zawodowe znajdują się w napięciu. Widzimy, że apel 10 września został ponownie wykorzystany przez wielu aktywistów politycznych, pod hasłami rozwiązania lub dymisji Prezydenta Republiki . Jednak nie są to wcale hasła organizacji związkowych. Zwłaszcza CFDT, która zakłada mobilizację 18 września w celu stworzenia warunków do dialogu społecznego.
Ale dotyczy to również CGT. Jej kierownictwo jest zmuszone przyznać, że po lewej stronie nie będzie żadnych zmian, dlatego nie jest zainteresowane popieraniem idei zaostrzania mobilizacji w celu wywołania kryzysu politycznego. Co więcej, jest zdeterminowane w zachowaniu jedności związkowej. Dąży zatem do sformułowania dwóch strategii: wspierania dynamiki zrównoważonych działań, a jednocześnie znalezienia sposobów działania, które pozwolą na utrzymanie jedności związkowej, aby stworzyć masową i większościową mobilizację.
Libération